środa, 4 września 2013

Cziut, cziut

To był zapewne najbardziej udany weekend tego lata, szczególnie dla naszego Consusowego stadła. Zgrabnie zorganizowana impreza, wspaniali goście, przepiękna pogoda, a co najważniejsze rewelacyjne sukcesy sportowe obu naszych drużyn. Wspaniałe podsumowanie letnich wakacji. Nic dodać, nic ująć. Co więcej, w podobnych humorach wracali do swoich domów wszyscy pozostali uczestnicy turnieju Gothic Basket Cup 2013. Wszystko wszystkim się bardzo podobało, a gratulacjom, pochwałom i podziękowaniom nie było końca. Uroczy, nocą podziwiany Toruń, promienie słońca pośród toruńskiej zieleni, smak miejscowego jadła, bukiet wszelakich napitków, a przede wszystkim wspaniała atmosfera tego międzynarodowego święta koszykówki. Urok zawodniczek oraz temperament ich zacnych kolegów dopełniły tylko obrazu naszego fantastycznego spotkania. Niczego chyba nie zabrakło i niczego więcej nie było nam trzeba. Wszystkiego było po trochu, dokładnie tyle ile być powinno. Można powiedzieć: cziut, cziut.


Sądząc z opinii wielu naszych gości, z których spora grupa to ludzie bywali i doświadczeni w turniejowych bojach, wyciągnąć można wnioski, że nasz trzeci turniej Gothic Basket Cup był imprezą, którą można zaliczyć do najlepiej zorganizowanych w całej Europie. Zakrywając zasłoną milczenia drobne potknięcia i usterki możemy chyba przyznać, że cel, który sobie wytyczyliśmy został praktycznie wykonany. Były to profesjonalnie przygotowane zawody, po stronie których postawić można niewątpliwie sporo plusów. Minusów było tylko kilka. (tak cziut, cziut). Mając na uwadze nasze doświadczenie zdobywane podczas kolejnych edycji turnieju a także szereg obserwacji poczynionych na wielu turniejach wyjazdowych, ośmielamy się przedstawić szerszym kręgom fanów Maxibasketu, przepis na zorganizowanie dobrego i atrakcyjnego turnieju.


Składniki:

1 duży sponsor (może być dwóch mniejszych)
2 ładne, nowoczesne sale gimnastyczne
1 sala bankietowa (z tzw. wypasem)
5-7 mądrych i zaradnych główek organizatorów
1 duży samochód (3,5T) + 5 mniejszych
8 piłek dla panów i 8 piłek dla pań
1 aparat fotograficzny
1 pierś
wiele dobrych kontaktów międzynarodowych
entuzjazm, upór, polot, fantazja (do smaku)


Przygotowanie:
Oskubać dużego sponsora z zielonych... „liści”. (tak cziut, cziut). Oskubanych liści nie wyrzucać, bo to one są najważniejszym składnikiem przepisu. Sponsora już bez liści można umyć, przyda się z całą pewnością do celów reprezentacyjnych. To niezwykle ważne, po to aby nasz przyszły turniej podany został gościom w ekskluzywnej oprawie.

Liczne międzynarodowe kontakty podlać dużą ilością piwa. Porządnie się zastanowić jakie, żeby w kolejnych etapach przygotowania turnieju, nie wychodziły nam bokiem ości ani jakiekolwiek dodatkowego problemy.

Znając budżet turnieju (duży umyty sponsor) oraz mając przygotowaną listę potencjalnych gości, możemy przystąpić do załatwiania sal gimnastycznych. Jeżeli liczba uczestników przekracza 100 osób, koniecznie muszą być dwie sale. Na jednej się towarzystwo po prostu nie zmieści.

Do wcześniej przygotowanych sal wrzucamy świeżo umyte piłki, po dwie kobiece i dwie męskie na salę. Więcej nie trzeba, bo może się później okazać, że nie uzyskaliśmy długo oczekiwanej konsystencji turnieju, a tylko jakąś rozwodnioną „piłkoniadę”.

Popaczkowane zielone liście od sponsora należy wymienić w lokalnych sklepach na: wodę, piwo, art. papiernicze, środki czystości i nagrody. Można też kupić odrobinę art. spożywczych, z tą jednak uwagą, że nie należy w tym zakresie przesadzać. W trakcie końcowego etapu przyprawiania turnieju, będzie można bowiem naciągnąć lokalnych jego uczestników na spontaniczną zrzutkę towarów ogólnie uznawanych za „niepotrzebne w piwnicy”.

Wszystkie nabyte produkty i artykuły należy dostarczyć do wcześniej wynajętych i wysprzątanych sal gimnastycznych. Można je również poukładać, chociażby z powodu wrodzonego (tylko u niektórych organizatorów) poczucia estetyki i porządku (tak cziut, cziut).

W dniu rozpoczęcia turnieju należy koniecznie zabrać ze sobą aparat fotograficzny, dzięki któremu będzie można sobie przedłużyć wspaniałe wspomnienia, aż do późnej zimy.

W dniu zakończenia turnieju natomiast, trzeba wypchnąć przed szereg wcześniej przygotowaną pierś, aby ją oblepić medalami, aby się ściskała, przytulała lub by przyjęła na siebie pierwszy impet furii niezadowolonych gości (w przypadku gdyby coś poszło nie tak).

Całość potrawy obficie skropić wyrafinowanym polotem i entuzjazmem. Można również zetrzeć na tarce odrobinę (tak cziut, cziut) uporu i konsekwencji.

Turniej najlepiej podawać w średniej wielkości mieście, ozdobionym drzewami, krzewami i kwiatami, dobrze nasłonecznionym; w eksponowanym miejscu mile widziana fontanna.


Stosując się właśnie do przedstawionego przepisu udało nam się przygotować zawody, których najważniejszym atutem było zrównoważenie wszystkich elementów. Była więc adrenalina, ale bez nadmiernej agresywności oraz mecze, których natężenie nie zdominowało chęci uczestniczenia w tzw. zajęciach pozalekcyjnych. Ważnym przecież jest, aby goście, którzy w większości przyjechali z dalekich stron, mieli siłę i ochotę na spacer, zwiedzanie, na zachwyt nad naszą toruńską starówką. Wszak nie o samą grę chodzi w tym wypadku, ale o poznawanie świata, nowych miejsc i ludzi. W kosza mogliby przecież pograć sobie sami i do tego we własnym mieście. Była wreszcie pogoda, która wykreowała fantastyczną scenerię dla opisywanych wydarzeń – tak dziennych, jak i nocnych. Była też odrobina deszczu (tak cziut, cziut), ale w chwili kiedy stał się on lekarstwem na rozpalone rock&rollem czoła biesiadników. 

Przemyślnie skonstruowany program turnieju pozwolił już w piątkowy wieczór na bliższe zapoznanie się uczestników, co zaowocowało zapewne nawiązaniem wielu nici sympatii oraz zerwaniem sztywnych więzów skrępowania i przywiezionego z domu lekkiego dystansu. Degustując (tak cziut, cziut) piwo ważone onegdaj przez niejakiego Jana Olbrachta, bardzo szybko udało się nawiązać bezpośredni kontakt: Polakom, Litwinom, Ukraińcom, Słowakom, Łotyszom i jednemu (tak cziut, cziut) Estończykowi. Gwar maxibasketbolowego języka, wspierany niejednokrotnie językiem migowym, swoim pastelowym brzmieniem niezwykle miło wkomponował się malowniczy zaułek toruńskiego Starego Miasta. Nawet nasz nadworny klubowy błazen Stańczyk zasiadł wygodnie w fotelu, kontemplując w głębokiej czerwieni własnego odzienia, wszechobecny urok tego wieczoru.

Znalazł się również czas na podsumowanie tegorocznych rozgrywek, które znalazło swoje odbicie w niecodziennym nawet jak na naszego Prezesasa przemówieniu. Na kończącym turniej Bankiecie, popisał się on sporym wizjonerstwem oraz jasno skrystalizowaną wizją przyszłości. Zamknął niejako tegoroczny turniej słowami: „Gothic Basket Cup 2014 zorganizowany zostanie również w sierpniu.”. Mimochodem, stało się to wydarzeniem, które jakby nieznacznie zagięło naszą czasoprzestrzeń. Może to Toruń, Kopernik czy też inne fluidy zadziałały, ale ważnym było, że jeszcze przed zakończeniem ceremonii rozdania tegorocznych nagród, pierwsze zespoły zaczęły potwierdzać swój udział w przyszłorocznym sierpniowym turnieju. Nieznane są jeszcze przyczyny takiego stanu rzeczy, ale jakby nie patrzeć wynika z tego, że wszystkim się u nas bardzo podobało (tak cziut, cziut). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz