niedziela, 3 marca 2013

Ociec, gacie prać? Prać!!!

Tegoroczna wiosna wreszcie wysłała nam swoje pierwsze sygnały. A to bocian, a to klucz lecących gęsi, czy też jakieś dziwnie odważne kwiecie, nieśmiało wychylające swoją główkę spod ostatniej warstwy śniegu. Znaczy się, można wreszcie zacząć myśleć o kolejnych wyjazdach na turnieje naszego Weterańskiego Towarzystwa Podtrzymywania Przy Życiu Poprzez Grę w Koszykówkę. W tym roku nie było nam dane wybrać się w odwiedziny do przyjaciół z ukraińskiego Mukaczewa. I całe szczęście, bo tym razem po prostu byśmy do domu nie wrócili. Tradycyjny, styczniowy turniej, po raz drugi noworoczny, mógłby się zakończyć gdzieś pod przysypaną śniegiem skałą lub pod jakąś przypadkową lawiną, która z sobie tylko znaną konsekwencją, strąca w przepaść wszystkie wesołe autobusy pełne niemłodych już weteranów i nieco młodszych sióstr basketowego powołania. Właśnie w dniu teoretycznego powrotu, wszystkie krainy na południe od Karpat, stanęły w miejscu, przysypane po dachy tonami białego szaleństwa. Umarlibyśmy tam niechybnie, albo z powodu braku piwa w autobusie, albo z konieczności pchania owego autobusu pod górę, w kierunku najbliższej przełęczy. I na nic by się zdała słowacka pomoc drogowa, która swoje miejsce w zaspie prawdopodobnie zarezerwowała sobie jakiś kilometr dalej. Widać los nam sprzyja, co znakiem jest zapewne, że w nowym sezonie zmagań koszykarskich, wszelkie klątwy, wypadki i niewyjaśnione niczym przykre wydarzenia, będą nas omijać łukiem tak wielkim, jak łuk wspominanych wcześniej Karpat.