sobota, 13 sierpnia 2011

O chlebie i wodzie

Nawet średnio zaawansowany, młodociany kibic doskonale zdaje sobie sprawę z roli, jaką w nowoczesnym sporcie odgrywa dieta. Prawidłowe odżywianie, suplementacja, uzupełnienie minerałów i witamin oraz prawidłowa gospodarka wodą w organizmie, to dla współczesnego sportowca baza, na której wypracowuje swoje sukcesy. Bez pomocy fizjologów i dietetyków, na światowych arenach nie można niestety dzisiaj zaistnieć. Można sobie jedynie pogrywać w "pici–polo" z kolegami, uprawiać rzut beretem lub podnoszenie ciężarów w wersji "pub". Na progu rozpoczynającego się sezonu koszykówki w wydaniu weteranów tego sportu, chcemy przybliżyć podstawowe zasady żywienia oraz kultury picia, od lat stosowane przez team Consusu. Są to niekiedy informacje tajne, ale wychodząc naprzeciw olbrzymiemu zainteresowaniu społeczności koszykarskiej, pragniemy uchylić rąbka owej tajemnicy, dla dobra wszystkich zainteresowanych tym tematem.

Problematyka żywienia zbiorowego wśród sportowców (lekko podstarzałych) w warunkach wyjazdowych to temat długi jak rzeka – powiedzmy Amazonka. Omówienie całości owych zagadnień wymagałoby spisania w jednym miejscu i czasie kilkudziesięciu tomów fachowej literatury. Z konieczności skupimy się jedynie na najważniejszych kwestiach tego niezmiernie szerokiego tematu, kładąc nacisk na praktykę życia turniejowego, pomijając tym razem teorię żywienia nowoczesnej dietetyki oraz technologię jej produkcji.

Zdecydowanie najważniejszą definicją naszych zagadnień jest pojęcie: Grupa. Jest to, jak każdy się domyśla, kilkunastu facetów (przeważnie) w różnym wieku, różnego wzrostu i wagi. Różnią się oni także między sobą: gustami, smakami, apetytem, hmm... przemianą materii czy też zakresem uzależnienia od przyzwyczajeń kulinarnych (kuchnia żony, ulubione kelnerki, rodzaj zastawy, jakość papieru... śniadaniowego). Jak widać, już na samym początku naszych rozważań opracowanie schematu żywienia, dopasowanego do aktualnych potrzeb grupy sportowców jest niemożliwe. Tak więc w skupimy się na improwizacji kulinarnej, która, będąc utrzymana w ryzach, czasami może pomóc sportowcom w osiągnięciu sukcesu. Na bazie niezwykle szerokich doświadczeń turniejowych Consusu wysnuć można kolejną wątpliwość związaną z pojęciem: sukces. W codziennej (nieco płytkiej) nomenklaturze, słowo to oznaczać może wygranie jakiejś rywalizacji, meczu, turnieju lub osiągnięcie innej wymiernej nagrody, np. MVP lub najlepszy wsadzacz turnieju. W naszym przypadku (w wydaniu Maxi) ta strefa dokonań ludzkich znajduje się niejako na poboczu sportu. Dla nas sukcesem jest to, że jeszcze biegamy, że nam się chce, że spokojnie nadążamy w tańcu za partnerką oraz to, że zarówno nerki, trzustkę jak i wątrobę mamy jeszcze w zupełnie przyzwoitym stanie.

Tak więc, bazując na licznych doświadczeniach oraz na naszych aktualnych badaniach lekarskich przedstawimy w zarysie zasady dobrego odżywiania się oraz kulturalnego picia, co nawet wśród współczesnej młodzieży (juniorzy) jest poważnym problem społecznym.

Śniadania

W zależności od sytuacji, np. czasu zakończenia rozgrywek turniejowych dnia poprzedniego, dobór właściwych dań śniadaniowych jest sprawą stosunkowo łatwą. Z definicji odrzucamy wszelkie dania mleczne: zupy, płatki kukurydziane, kakao, itp., jako dania niewiele wnoszące do naszego organizmu. I tak po powrocie do domu, pod nadzorem żon i partnerek, będziemy musieli to wcinać codziennie aż do następnego turnieju. Podobnie postępujemy z wszelkim pieczywem maślanym i słodzonym typu: rogaliki, drożdżówki, bułeczki. To siły nie daje, a co wielokrotnie zostało sprawdzone, wywoływać może odczucie pewnego dyskomfortu lub nawet torsje. Z przygodnie studiowanych kart (menu) nie bierzemy także pod uwagę: dżemów, miodu, owoców, herbaty oraz dań przygotowanych z wykorzystaniem octu (śledzie, papryka, ogórki, galarety). Generalnie, najbardziej odpowiednimi dla naszych, skołatanych turniejem żołądków daniami są: jajecznica, jajko sadzone, paróweczki cielęce lub delikatna kiełbaska z rusztu, z odrobiną chleba. Pamiętać jednak należy o tym, aby bezwarunkowo, podane na stół śniadanie było ciepłe i aby było poprzedzone dużą filiżanką dobrej i mocnej kawy. Przykre doświadczenia kuchni łotewskiej, zdecydowanie nie odpowiadają gustom pozostałych europejczyków, a podane tam dwie godziny wcześniej zimne śniadanie, swoją temperaturą przypominało bardziej lokalną firmę konfekcjonującą mrożonki. Miłym urozmaiceniem początku dnia może być oczywiście butelka schłodzonej wody lub innego ulubionego napoju. Będąc tak przygotowanym do dalszych trudności kolejnego dnia turnieju, możemy śmiało udać się po śniadaniu do swojego pokoju, rzadziej do autobusu wiozącego nas na następny mecz.

Drugie śniadanie (zwane popularnie podgryzką)

Najważniejszą cechą tego posiłku, podobnie jak i kolejnych, jest tzw. niuńczenie. A to "u mnie na rogu dają lepsze hamburgery", a to "gdyby moja żona robiła takie kanapki, to...", czy też "czy oni kiedykolwiek widzieli prawdziwe frytki?" lub "jak ja sam sobie nie zrobię flaków, to wszystkie inne wylewam do kibla". O tej właśnie porze zaczyna rodzić się i rozwijać wśród grupy uczestników tsunami dziwnych nawyków, przyzwyczajeń i komentarzy. "Złe bułki, dziwna wędlina, za słona słonina, jakieś obce owoce, takich u nas nie ma...". Normalny dramat, który zakończy się najprawdopodobniej dopiero ok. godz. 24.00, kiedy to jakikolwiek znaleziony produkt spożywczy potrafi wywołać kpiarsko zakrzywiony uśmiech na ustach najedzonego weterana. Wracając do drugiego śniadania oraz myśląc o nim w kontekście całej grupy, należy pozbyć się jakichkolwiek pomysłów, które i tak z definicji będą złe. Najlepiej w dosyć przekonywujący sposób oznajmić: Chłopaki (dziewczyny), przecież dacie sobie radę. Niezwykle ważnym jest w trakcie drugiego śniadania uzupełnienie płynów w organizmie oraz wyrównanie indywidualnego zapotrzebowania na witaminę B. Najlepszym i najbardziej praktycznym sposobem rozwiązania tego problemu na wyjeździe, jest zakupienie odpowiedniej do własnych potrzeb ilości butelek piwa. Dopuszcza się w tym przypadku puszki lub ewentualnie krótki pobyt w jednym z wielu niezmiernie ciekawych pubów lub restauracji.

Obiad

Obiad w trakcie wyjazdu na turniej jest posiłkiem w zasadzie zbędnym. Albo w porze obiadowej rozgrywany jest kolejny mecz, albo rozgrywany będzie za dwie godziny. Tak źle i tak niedobrze. Z naszych obserwacji wynika jednoznacznie, że większość uczestników świadomie rezygnuje z tego posiłku, stwierdzając jednocześnie: "Dożyjemy do kolacji, a jak dożyjemy to dopiero będzie rzeźnia". Posiłki w godzinach 12.00-14.00 naturalnie zastępowane są kolejną podgryzką lub kolejnym piwem. Na podgryzkę o tej porze dnia polecamy coś lekkiego: ryba prosto z morza, grillowane mięso, zupa-krem z borowików, bukiet z warzyw okraszony kompozycją z pieczonych wędlin, kolejne flaczki lub lekkostrawną pizzę. Piwa, w ramach własnego gustu i potrzeb. Generalnie o tej porze dnia Grupa przechodzi chwilowy kryzys zarówno fizyczny jak i egzystencjalny, co w prostym przełożeniu chwilowo wstrzymuje narzekanie i niuńczenie. Ludzie w południe są zazwyczaj spolegliwi, nie zależy im tak bardzo na niczym i gotowi są przytaknąć prawie na każdą propozycję.

Podwieczorek

Im bliżej wieczora, tym kolejne posiłki stają się coraz bardziej ważne. Mają one za zadanie uzupełnić wymagane dla organizmu kalorie (ok. 2000) oraz zapewnić sportowcom odpowiednią ilość przeżyć, wspomnień i doświadczeń w wyjazdu do "XXX". Popołudniową godziną oraz w czas przedwieczorny, najczęściej już po rozegraniu wszystkich wymaganych regulaminem meczów, rodzą się w członkach naszej mini-społeczności nowe pomysły, fantazje i potrzeby. Tak więc, począwszy od podwieczorku, ten i każdy następny posiłek ma nie tylko nakarmić ciało ale również i ducha. Zdecydowanie najważniejszym problemem popołudniowych posiłków jest odpowiedni dobór miejsca. W tym momencie nie ma już żadnych eksperymentów typu bistro, kebab, stołówka hotelowa czy też McDonald. Odpowiednie miejsce zapewnić musi bowiem poczucie spokoju, odpoczynku, dobrego smaku i tonu oraz czasami zagwarantować powinno wygodę aż do drugiej wieczerzy (a nawet dłużej). Kontemplując potrzeby ducha, nawet na chwilę nie można zapomnieć o potrzebach wycieńczonego sportowym wysiłkiem ciała. Z racji tego, że przed nami jeszcze wieczerza (być może dwie) na podwieczorek polecamy wszystkim lekkie posiłki, przekąski, delikatne drugie dania, które razem z odpowiednio dobranym winem, wspaniale zaowocują odpowiednim apetytem, już za trzy-cztery godziny. I tu, najbardziej odpowiednie są: owoce morza, lasagne, risotto z sosem bolognese, tarta, wszelkiego rodzaju pasty, pizza, a z rodzimych potraw kurczak z rożna, wątróbka, mała i delikatna goloneczka. Oczywiście wszystko z warzywami, które najlepiej potrafią ukwiecić każdy talerz, półmisek czy tacę. Przy podwieczorku, kiedy to głodek puka już do podświadomości członków Grupy, nie możemy pozwolić na całkowity brak umiaru. Trzeba dostojnie i stanowczo wyjaśnić wszystkim, że jest to dopiero podkład pod to, co z ogromnym zadowoleniem konsumować będziemy na kolację. Dieta sportowca, w żadnym przypadku nie może doprowadzić do wywołania odczucia przesytu. Powinna stale stymulować poczucie lekkiego głodu, dając przy tym realną nadzieję na chwilę całkowitego spełnienia. W trakcie popołudniowego podwieczorku można też spokojnie oddać się urokom rodzimych kuchni, z których na szczególne polecenie zasługują: wszystkie dania kuchni karaimskiej (Litwa), potrawy z ziemniaków i ryb (Łotwa), grillowany dorsz (Irlandia) czy też kuchnia włoska i francuska serwowana z powodzeniem w wielu krajach Europy.

Wieczerza I

Wieczerza I (pierwsza) to z całą pewnością najważniejszy etap dnia i najważniejszy element żywienia grupowego w trakcie turniejów. Źle dobrane miejsce, niesmaczne i nie trafiające do oczekiwań Grupy dania mogą bowiem w bardzo łatwy sposób wywołać agresję, furię lub w najlepszym przypadku drwinę i pusty śmiech. Wieczerza to miejsce i czas, gdzie zapadają najważniejsze decyzje oraz dzieją się najciekawsze wydarzenia. To czas śmiechu, zabawy i beztroski, czas spotkań towarzyskich, czas nawiązywania nowych znajomości, aż wreszcie czas odpoczynku i nabierania sił. Miejsce wieczerzania Consusu to zazwyczaj miły, dystyngowany, dobrej klasy lokal, z charakterystycznymi elementami typu: okrągły stół, kominek, 15 metrowy bar itp., gdzie oddać się można rozmowie, wspomnieniom lub planom na przyszłość. Mile widziana jest w takim miejscu bogata karta potraw, najlepiej w kilku językach (dobrze jak jest po polsku), co nie wywołuje w członkach naszej Grupy nieprzyjemnego odczucia przymusu. Każdy wówczas niuńczy sobie sam w myślach, obstawiając czasami w ciemno upatrzony numerek dania. Dzieje się to w spokoju, bez niepotrzebnego pośpiechu, powodując w świadomości każdego zawodnika błogi stan spełnienia otoczony mniej lub bardziej luksusową scenografią lokalu. Dysponując takim miejscem, możemy bez zbędnych ceregieli zamówić: zupę z ostryg, sałatkę z krabów, polędwiczki z pardwy w sosie beszamelowym, a na drugie: płonący befsztyk, grillowanego tuńczyka, potrawkę z płetwy rekina, pieczoną kaczkę lub w dobrym lokalu pieczeń z baraniny (oczywiście cielęcej). Wina, rzecz jasna, uzależnione od wyboru drugiego dania, można spożywać do woli, od czasu do czasu przepłukując gardło odrobiną miejscowego piwa lub wody Perrier. W trudnych warunkach wyjazdowych zdarza się często tak, że pierwszą wieczerzę musimy przyjąć w formie bankietu turniejowego. I w tym szczególnym przypadku, jesteśmy praktycznie uzależnieni od fantazji i obrotności organizatorów, z czym bywa powiedzmy sobie różnie. Z naszych doświadczeń wynika, że nieźle karmili w Wilnie, Presovie i Dublinie, ale tak na prawdę najedzeni byliśmy tylko w Koszalinie (no i, poza dyskusją, w Zagrzebiu).

Wieczerza II

To często spotykany na wyjazdach posiłek, aczkolwiek najbardziej zróżnicowany pod względem formy i treści. Bywało tak, że konsumowaliśmy go w poprzednim lokalu, bywało też, że "improwizowaliśmy coś, gdzieś na mieście". Często bywało również, że miejscem drugiej kolacji była hotelowa sala konferencyjna, największy pokój ekipy lub jakieś ciekawe i ciepłe miejsce w plenerze. W trakcie tego posiłku zwyczajowo odstępujemy od formy, skupiając się na treści i to bardziej w zakresie gospodarki płynami niż diety sportowca w wersji "Maxi". Zdarzały się również chwile, kiedy każdy oddałby się za kawałek skórki ze smalcem, byleby tylko przetrwać do rana. Doświadczenie kilkudziesięciu turniejów wskazuje dobitnie, że na tym etapie żywienia grupowego, na pierwszy plan wychodzą kwestie odpowiedniego nawadniania organizmu oraz problematyka recyclingu i szeroko pojętej ochrony środowiska.

Podsumowując, stwierdzić należy z całą stanowczością, że do problemu żywienia weteranów na wyjazdowym turnieju podchodzić trzeba z rozwagą i rozsądkiem. Trzeba mieć bowiem świadomość, że ewentualne skutki wpłynąć mogą negatywnie zarówno na psychikę członków Grupy, jak i na jej formę czysto sportową.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz