wtorek, 9 kwietnia 2013

Uroki lata....

Nie ma chyba żadnej normalnej, cywilizowanej osoby w Europie Środkowej, która patrząc przez okno własnego mieszkania, nie doznaje dreszczy spowodowanych przejmującą wszechobecnością całych mas, ton i zasp lodowatego kataklizmu. Urok lśniących śnieżynek czy też radosne odgłosy sań mknących po białym puchu w ślad za zadkami Mikołajowych łosi, już dawno odszedł w zapomnienie wraz z ostatnią, zjedzoną czekoladową bombką z choinki. Gdzieś koło połowy Karnawału nastał bowiem okres panowania Królowej Śniegu, która z sobie tylko znanym, psychopatycznym uwielbieniem zaaresztowała w swoim śnieżnym więzieniu ludność kilku, całkiem sporych, krajów. Zimowe igraszki, bałwany, kuligi oraz inne formy białego szaleństwa, zniknęły nagle w przeręblu zmrożonej od dawna krwi w naszych żyłach. Zmrożonej do tego stopnia, że ani śmiać się, ani płakać. Nie wiadomo co robić i nie wiadomo jak się z tych lodowatych pętów wydostać. Wszyscy wokół snują się smętnie w swojej wściekłości, jakby odurzeni niechcianym pocałunkiem Królowej. Ani tego przepić, ani święconą palmą przeżegnać, czy też wielkanocnymi witkami wychłostać. Leży to białe i wkurza. I nagle, jakby z innej planety, ktoś pyta: Dlaczego nie w lutym?

Bo nie!!!
Bo po co? Dlaczego? W imię jakich to racji, mamy organizować nasz turniej Gothic Basket Cup właśnie w tym dziwnym miesiącu. Przecież przy dłuższym zastanowieniu oraz obserwacji meteo ostatnich kilku lat widać jak na dłoni, że pora to wyjątkowo nieodpowiednia. Pomnik trzeba postawić tym, co to zeszłego roku postanowili całą tą naszą zabawę przenieść na koniec sierpnia. I nie górale zbierający chrust, czy też wcześniej odlatujące bociany, miały nam to zasugerować. To nasz wrodzony instynkt, naukowa analiza wpływu CO2 na podupadający klimat tej części świata oraz wyjątkowo głębokie zrozumienie pojęcia zabawy, wypoczynku i sportu, stały się praprzyczyną tej wyjątkowo trafnej decyzji.



Droga




Czyż nie jest przyjemniej dla naszych miłych gości wyjeżdżać z domu, wczesnym rankiem pogodnego sierpniowego dnia? Jechać w długą trasę, kontemplując piękne widoki polskiego krajobrazu, zieleń lasów i łąk, podziwiając kolorowe oblicza wszelkiego kwiecia fantazyjnie skrzącego się tęczową barwą na tle złotych zagonów zbóż. Jechać łapiąc we włosy powiew chłodnego wiatru, który umilić może nawet najbardziej dokuczliwy upał. W owym kontekście, jazda drogami owianymi lutowym śniegiem, w trakcie zawiei, zadymki, albo innej zamieci śnieżnej jawi się jako sroga kara za grzechy, zsyłka albo wypędzenie. Nic dziwnego, że starsi już bądź co bądź uczestnicy naszych turniejów, przywiązani emocjonalnie do ciepła pieców, kominków czy innych kaloryferów, coraz trudniej odnajdywali w sobie wewnętrzne siły na tak daleką wyprawę w mróz, szron, lód i wiatr. Pomijając różnice aury obu terminów, należy wziąć również pod uwagę tempo podróży oraz czas potrzebny na pokonanie trasy w ta i we wta. Latem, to bagatelka, ledwie 5-8 godzin przyjemnej wycieczki. Zimą zaś – bite 12 godzin, które ciągną się w nieskończoność tak długą, że nawet coraz to większa ilość wypitego piwa nie jest nam w stanie uświadomić sensu i potrzeby tej długiej mordęgi.





Wypoczynek



Jadąc do naszego przepięknego miasta pod uwagę wziąć również należy, olbrzymie różnice satysfakcji czerpanej ze zwiedzania tego cudnego miejsca. Niestety nie da się porównać uroków sierpniowego lata z mrocznym widmem lutowej nocy, która w tym rejonie świata rozpoczyna się gdzieś ok. 15.30. Nie wymyślono jeszcze takiej linijki, ani innego instrumentu pomiarowego, który udowodnić będzie nam w stanie wyższość lodowatego karceru nad poezją wieczornej wycieczki skąpanej w uroku przepysznie „upojnej” nocy. Trudno także opisać widok zimowego turysty, który już po 10 minutach dreptania w śnieżnych zaspach, marzy tylko i wyłącznie o herbacie lekko dowartościowanej rumem, czy też o rumie trochę bardziej niż zwykle zabarwionym herbatą. W przeciwieństwie do wizerunku dziarskiego turysty, który sierpniowym „nad ranem”, wraca do swojego hotelu szczęśliwy jak dziecko. Szczęśliwy i napatrzony na te wszystkie dziwy i atrakcje, które już po pierwszych 10 minutach spaceru zawróciły mu w głowie, omamiły i zakochały.





Kobiety (o Panach innym razem)



Jakże ważny element każdej turystycznej rzeczywistości, atrybut piękna każdego obcego miasta i kraju. Jakże trudno, nawet na starość, zapominane wrażenie obcowania z „naturą”, którą z całą pewnością przywoływać będzie każda opowieść, relacja czy też ckliwe, łzą skropione wspomnienie. W tej, jakże ważnej kwestii, porównanie sierpnia z „kożuchowym” lutym, również nie ma głębszego sensu. Sierpniowe Panie, niczym boginie skąpane Słońcem, ubrane wiatrem i roześmiane swoją lekkością, w niczym nie przypominają tych samych Kobiet, które w lutowy ponury dzień, z trudem dźwigają na sobie tony odzienia, czapek i szali. Obywatelek tak grubo odzianych, że trudno im nawet w oczy spojrzeć. Dywagując o kobietach mamy również na myśli te, które przyjechać mają do nas z odległych miast, krain czy nawet państw. Porównując w tej zimowo-letniej wyliczance kwestię np. ubioru, lato również zdecydowanie wygrywa chociażby ze względu na ilość toreb i walizek, które muszą zabrać ze sobą.








Toruń nocą






To chyba najbardziej drastyczne porównanie, dlatego więc osoby z chorobą wieńcową i nadciśnieniem oraz inne wrażliwe persony, prosimy o pominięcie tego akapitu. Aż wstyd się przyznać, ale nasze nad wyraz urocze i przepiękne miasto, zimą wygląda nie przymierzając jak 30-to tysięczna Czeluść czy też jak północne przedmieścia Zimnogrodu. Po prostu tragedia. Nic nie działa, nic nie widać, zimno jak u diabła w "wyłączonym" Piekle. Nawet publicznie udostępniony koksownik nie jest w stanie rozgrzać zamarzniętych rysów ludzkich twarzy. Smutno i ponuro. Po prostu beznadzieja. Jak więc porównać to z latem, kiedy nieziemska aura otacza wszystkie nasze zabytki, pomniki oraz wszechobecną zieleń, której w Toruniu nigdy nie zabraknie. Kiedy światła nocnych reklam i neonów oraz znana na całym świecie iluminacja toruńskiej starówki, spowija sierpniową noc bladożółtawym muślinem. Jak ocenić postawę ludzi, tych co zimą nie chcą wyjść z domu i tych, którzy latem nie chcą tam wrócić.








Piwo



Każda, no prawie każda dorosła osoba płci męskiej oraz zdecydowana większość płci zwanej piękną, przynajmniej raz w swoim życiu doceniła magię zimnego bursztynowego napoju spożywanego w oszronionej szklance, pokalu czy kuflu. Każde dziecko wie, że w tym przypadku nie chodzi o ilość stopni Celsjusza na dworze, tylko o moc i wydajność najbliżej usytuowanej lodówki. Albowiem, co jest również powszechnie znane, napój bogów należy konsumować w formie mocno schłodzonej. I kolejny raz, miesiąc luty nic w tym zakresie nam nie pomoże. Nie chodzi nam przecież o Celsjusz na termometrze tylko o swoisty stosunek, temperatury: ciała, otoczenia i piwa. Pomijając walory smakowe, warto ocenić jeszcze trzeźwym okiem widok oszronionego sierpniowego kufla w kontekście przemarzniętej lutowej puszki konającej w zaspie śniegu. 







Ze sportowym pozdrowieniem! Zapraszamy latem! 5:0 wygrywa sierpień!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz