czwartek, 15 maja 2014

Mój piąty raz...

  Podobno to ten pierwszy raz zostaje najbardziej w pamięci. Tak gdzieś czytałem, tylko nie pamiętam, o co chodziło... Ale się sprawdza, przynajmniej w sprawie moich kontaktów z działdowskimi turniejami. Zabłąkałem się tam trochę przez przypadek w 2010 roku, a teraz przez przypadek byłem po raz piąty. A przypadek tegoroczny stąd, iż pannice consusowe bardzo sobie Działdowo upodobały, bo i blisko, i zawsze sympatycznie, i tak Prezesasa przygwoździły, iż ani zipnął i błogosła-wieństwo na ostatnim prawie tchu z siebie wydusił.
  No i przypadkowo Wacław Jarząbek jako te Prezesasowe KGB pojechał, co by tajną relację Zarządowi potem złożyć, a dla picu to kamerę dostał, no i kazali mu jeszcze swoją Zorkę-5 zabrać, że niby foto-video i takie tam... I jeszcze miałem o czymś nie mówić, ale nie pamiętam, o czym, te latka, cholerka, letom, panie...


   I te piąte spotkanie z Działdowem przyniosły mieszane odczucia. Może spróbuję je jakoś (te odczucia, znaczy się) uporządkować i  nawet przydzielić im jakąś wymierną ocenę w skali 0-10.