wtorek, 10 grudnia 2013

Hur mieszany

Ostatnim tegorocznym koncertem naszego mieszanego, męsko-damskiego huru był występ na festiwalu w zaprzyjaźnionym Wilnie. Dodać jednak należy, że był to jak co roku festiwal koszykówki w wydaniu wschodnioeuropejskim. Chyba nam coś umknęło z tym festiwalem, bo poza łabędzim śpiewem nic więcej nam nie wychodziło.  I na nic się zdały transfery i wzmocnienia, skoro chęć sportowej walki padła u stóp... pragnienia. Gdyby to Adaś Mickevicius na własne oczy zobaczył, to bez cienia kozery już 150 lat temu wymyśliłby slogan: To oni byli Spritem, a my jeno Pragnieniem. Pragnieniem-przed i jeszcze większym Pragnieniem-po. Nie warto więc poprawiać błędnego tytułu, bo cóż to znaczy na tle błędów popełnionych w grze. Dwie marne literówki jedynie. Niczym jest więc miejsce szóste, najlepsze jak dotąd w wileńskich potyczkach, gdy spojrzymy na skład naszego męskiego huru, który ilością zawodników, wzrostem, a podobno nawet poczuciem humoru przewyższał o głowę wszystkich przeciwników. Cóż z tego. No, a nasze dziewczęta, ups... pióro gęsie się pękło, a inkaust wylał na nogi... Nie ma o czym gadać, a pisać tym bardziej. Normalnie beztroska, jamajka, spoko luzik i na dodatek Pandora z Golgotą pod rękę.