sobota, 27 kwietnia 2013

Wiosenna parada gwiazd

Nie dalej jak tydzień temu miała miejsce pierwsza, masowa odsłona popisów basketbolowych w wydaniu żeńskim i męskim, która zainicjowała kolejny sezon zmagań z: własnym wiekiem, zdrowiem i coraz częściej spotykanym lenistwem. Pierwsza, w kontekście tak wielu ośrodków weterańskiej koszykówki, bo my zdążyliśmy już wcześniej zadebiutować w litewskich Taurogach. Jakby jednak nie patrzeć, turniej w Działdowie można z całą pewnością określić mianem Turnieju Otwarcia. Pierwsze objawy wiosny, pierwsze poważne mecze i pierwsze laury rangi mistrzowskiej, tym razem w kategorii men +50. Powaga całą gębą. Optymalne składy, wciągnięte brzuchy oraz przegląd najnowszej mody męskiej to główne rysy naszej mikrospołeczności, które odnaleźć można było przez trzy kolejne dni turnieju. Trzy dni sielanki, skąpanej w słońcu wiosennie usposobionego Działdowa. Jeszcze bardziej było nam miło, że w tym samym czasie i wręcz na tym samym parkiecie, na randkę z wiosną umówiły się przesympatyczne panie z czterech zespołów, zaliczanych przez znawców tematu do kategorii Juniorek Najstarszych. Pełnię szczęścia dopełnił rewelacyjny hotel Przedzamcze, specjały miejscowej kuchni oraz liczne atrakcje towarzyskie. Wiosna, basket, kobiety, i brum-brum wolnoobrotowych silników. Czego można było chcieć więcej.

środa, 17 kwietnia 2013

W Rogu Tura

Droga i okolice
Do Taurgów wyruszyliśmy w składzie teoretycznie +50, lekko naginając ów limit; jak się później okazało, bylo to relatywnie nieznaczne odstępstwo. Przygarnęliśmy dwóch osobników z zaprzyjaźnionego miasta (koło Mielna), którzy powoli się docierają w naszym składzie, ewidentnie czerpiąc frajdę z wyjazdów jako całości, a nie tylko z ich sportowego aspektu.
Wypróbowaliśmy nową dla nas firmę przewozową. Nie było źle, tyle, że sprzęt audio-video działający, jak wszędzie, a monitor słabo dostrzegalny. Jest to chyba element wyposażenia totalnie lekceważony, a dla nas istotny dość. Kierowcy lekko w szoku (dużo jeździli z pielgrzymkami, ale ta nasza to trochę taka jakby inna...), ale się dotarli. Nie mogli tylko wyjść z podziwu nad częstotliwością tzw. lasków. Autobusik, mimo, iż bazujący na podwoziu dostawczaka, był w miarę wygodny i nie tłukł na dziurach. Za wyjątkiem nieoczekiwanych progów zwalniających, zamontowanych na czteropasmowej jezdni, które się za pierwszym przejazdem w ogóle nie ujawniły – wtedy wszyscy byli zaskoczeni: kierowcy, autobus, pielgrzymi oraz ich napoje.
Biały Łabędź
Sama droga to znany z ostatniego, wileńskiego wyjazdu, szlak. Najzimniej i najwięcej śniegu (tak, tak, to przecież jeszcze zima, jak to zwykle w kwietniu) – w okolicy granicy. Od granicy również zmienia się układ drogowy: długie proste odcinki, często szerokie, choć nawierzchnia na poziomie okołopolskim. Im dalej odjeżdżaliśmy, tym bardziej przypominało to krajobraz znany z wyprawy liepajskiej (tj. do Lipawy na Łotwie). W skrócie – NicSięNieDzieje, płasko, ugorzyście, bezludnie – ot, taka Pustynia Kurlandzka (w tym wypadku raczej Żmudzka – a może Żmudzińska). Jechaliśmy bowiem do Żmudzi, krainy historycznej, zwanej dziś po prostu Dolną Litwą.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Uroki lata....

Nie ma chyba żadnej normalnej, cywilizowanej osoby w Europie Środkowej, która patrząc przez okno własnego mieszkania, nie doznaje dreszczy spowodowanych przejmującą wszechobecnością całych mas, ton i zasp lodowatego kataklizmu. Urok lśniących śnieżynek czy też radosne odgłosy sań mknących po białym puchu w ślad za zadkami Mikołajowych łosi, już dawno odszedł w zapomnienie wraz z ostatnią, zjedzoną czekoladową bombką z choinki. Gdzieś koło połowy Karnawału nastał bowiem okres panowania Królowej Śniegu, która z sobie tylko znanym, psychopatycznym uwielbieniem zaaresztowała w swoim śnieżnym więzieniu ludność kilku, całkiem sporych, krajów. Zimowe igraszki, bałwany, kuligi oraz inne formy białego szaleństwa, zniknęły nagle w przeręblu zmrożonej od dawna krwi w naszych żyłach. Zmrożonej do tego stopnia, że ani śmiać się, ani płakać. Nie wiadomo co robić i nie wiadomo jak się z tych lodowatych pętów wydostać. Wszyscy wokół snują się smętnie w swojej wściekłości, jakby odurzeni niechcianym pocałunkiem Królowej. Ani tego przepić, ani święconą palmą przeżegnać, czy też wielkanocnymi witkami wychłostać. Leży to białe i wkurza. I nagle, jakby z innej planety, ktoś pyta: Dlaczego nie w lutym?